Końcówka sierpnia to był czas naszych upragnionych wakacji:) Pojechaliśmy na parę dni do Klępin do rodzinki na wieś. Cudnie było. Wujek z Ciocią odważnie nas przyjęli, bo przyjąć rodzinę z takimi Dyziami pod swój dach, to niemałe piwo! Wujostwo już wie, co mam na myśli hihihi W Klępinach jako dziecko spędziłam wiele wakacji i muszę powiedzieć, że niewiele się zmieniły. No może tylko drzewa jakieś większe i płot ogrodu jakby o słabszej konstrukcji... Ale cudnie było, co tu dużo gadać:)
Choć pierwsze wrażenie dla Pawełka nie było dobre. Gdy dojechaliśmy na miejsce, przywitało nas ujadanie psów (oczywiście zamkniętych w klatce, więc nieszkodliwych), huk maszyny wsypującej świeżo zebrane z pól zboże na górę stodoły i swojski smrodek świnek z obory. No wieś to wieś! Paweł się od razu załamał, wszak matka obiecała mu morze i plażę! Ciocia na powitanie zrobiła pyszne pierogi, które wobec wymienionych wcześniej okoliczności zupełnie nie przypadły do gustu Pawełkowi. Biedna ciocia usłyszała, że nie dość, że nie umie gotować, to jeszcze nie wie, co to dobre jedzenie... Trzeba było Pawcia szybko ewakuować, bo był gotów jeszcze poobrażać resztę rodziny, na szczęście ciocia owymi obelgami się nie przejęła. A więc nastąpiła zmiana planów i udaliśmy się na plażę. Pawełkowi humor się zdecydowanie poprawił i po powrocie już nawet świński smrodek dobiegający z obory i szczekanie piesków nie przeszkadzały Pawełkowi biegać po podwórku i ganiać zamieszkujące je koty:) Już następnego dnia po przyjeździe Pawcio wpakował się do łóżka cioci i wujka i zarządził bitwę na poduszki:D Pierwsze lody zostały skruszone:) Ciocia się cudownie zrehabilitowała w oczach Pawełka gotując pyszne klopsiki i zupę pomidorową, której Paweł zjadł od razu 3 talerze, na kolację dobijając się czwartym. Jak wspomniałam, Paweł z braku kolegów, zakolegował się z kotami, których ciocia ma sztuk pięć, choć piąty przebywał na parapecie z boku domu i tylko czasem w nocy dał znać, że czuwa obok pokoju, w którym zostaliśmy ulokowani:) Najmłodszy kotek, koci Dyzio, był oczywiście oczkiem w głowie nas wszystkich, bo wiadomo, co małe, to słodkie... Paweł najpierw się go trochę bał, ale potem bawili się w najlepsze. Karol zaś chętnie częstował kociego Dyzia razami w łepek:) Trzeba było więc oba Dyzie izolować i co najwyżej pozwalać się wzajemnie podziwiać.
Dnie spędzaliśmy więc w Trójmieście i na plaży, popołudnia i wieczory w Klępinach. Paweł nawet odważył się pooglądać prosiaki, choć głęboko w oborę się nie zapuścił. Ja też nie. Wielkie świnki mnie przerażają nieco:) Czas minął za szybko, ale dobrze, że trochę go jednak mieliśmy, bo do końca to nie było pewne:/ Teraz Paweł ciągle pyta, kiedy znowu pojedziemy do cioci i wujka... No kiedy?!? Za rok! A co! A na razie czekamy na odwiedziny cioci i wujka u nas:)
Wakacje okiem Taty:
Poszukiwanie eko warzyw dla Karolka:
Wracamy do domu Autostradą:
Więcej fot na blogu foto:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz