poniedziałek, 30 stycznia 2017

10 miesięcy z nami

Wczoraj minęło 10 miesięcy, odkąd pojawiła się po tej stronie brzucha Marianka. Nasz kalafiorek. Nasza dziewczynka. Wprowadziła w nasze życie kupę radości. Chłopaki ją uwielbiają. Chętnie ją zabawiają, zajmują się nią. Paweł uwielbia ją nosić, rozbierać z kurtki, jak wracamy do domu. Ostatnio nawet nakarmił ją zupą. Bardzo się o nią troszczy. Pokrzykuje na Karola, jak ten wyprawia za blisko niej swoje akrobacje.
 Bo Karol, mimo że już 5 lat skończył, nadal żyje trochę w swoim świecie. Uwielbia wymyślać zabawy, które tylko on rozumie. Na przykład buduje coś z poduszek z kanapy i rzuca się w to coś. Jak rzuca się za blisko Marianki, to Paweł go ochrzania. 
Bo to w końcu już prawie dorosły człowiek jest, odpowiedzialny i troskliwy. Bo na tym polega dorosłość, nie? By być odpowiedzialnym i troskliwym w stosunku do drugiego człowieka. Paweł taki jest. O Karola też się troszczy. Choć czasem się kłócą i dochodzi nawet do rękoczynów, Paweł się bardzo troszczy o Karola. I to jest piękne. Oni siebie naprawdę kochają. Masz trójkę dzieci i codziennie żyjesz w chaosie, hałasie, bałaganie, nieraz puszczają Ci nerwy, nieraz masz ochotę pieprznąć wszystkim i wyjść, no ale potem widzisz, jak oni się kochają. Jak się o siebie troszczą i jak nawzajem dbają o swoje interesy. To jest piękne. Czy Paweł byłby szczęśliwy, gdyby nie miał rodzeństwa? 
No ale czasem tak się o siebie troszczą, że biją się o ostatni kawałek pizzy. Choć chyba nikt w domu głodny nie chodzi. Paweł zawsze ustępuje, ale ostatnio zaczął to odważnie komentować. Dobrze, niech się uczy asertywności. Zuch chłopak. Ale matce niech nie pyskuje ;)
No dobra, ale ja chciałam o naszym słoneczku.


Więc Ona jest. Nie pozwala o tym zapomnieć ani na chwilę. Śpi krótko i tylko w spokoju i ciszy. Potem jest głośna. Jak nie dostaje tego, czego oczekuje, to przeraźliwie piszczy. Ostatnio najczęściej pod zamkniętymi drzwiami pokoju chłopców. Bo już raczkuje. Raczkuje pięknie i jak tylko się ją z oka spuści, drepcze na tych pięknych kolankach do pokoju pełnego skarbów i przygód. Do chłopców. A u chłopców, jak to u chłopców. Burdello bum bum. Lego jest w każdym zakamarku pokoju. A panna Marianna to z tych dzieci, co to wszystko do paszczy wsadzić muszą. Niech szybko wyrasta z tego etapu, to wszystkim ulży. Karol szybko przestał jeść klocki, może i tej się uda. Dobre geny wszak w rodzinie krążą. 
A więc raczkuje od dwóch tygodni. 
Od miesiąca ma dwa zęby. 
No i gada. Po prostu gada. Najpierw wydawało się, że to bez sensu. Ale już widzimy, że sens jest. Jak jedzenie się skończy na talerzu albo za wolno łyżka ląduje w paszczy krzyczy "am". Jak uderza przedmiotami o siebie, mówi "bam", także jak coś jej upadnie. Mówi "mama", jak łażę koło niej zalatana zazwyczaj sprzątaniem i lekcjami z Pawłem i nie biorę jej na ręce. Wyrzuca z siebie jeszcze tonę innych sylab, zwłaszcza "bababa", ale niekoniecznie jeszcze wiemy, o co jej chodzi.
Jest ze wszech miar cudowna. (Czy każda matka tak myśli o swoim dziecku? Jeżeli, to powinna). I z jednej strony żal mi po stokroć, że tak szybko rośnie, bo zaraz sama będzie wychodziła na dwór i wyjeżdżała na wakacje, a z drugiej to taka cudowna myśl, że będziemy mogli z nią porozmawiać o wszystkim, będzie krytykować założone przeze mnie skarpetki albo oburzać się, że wchodzę jej do pokoju, kiedy ona jest zajęta. Będzie inaczej, ale na pewno też pięknie.





2 komentarze: