napisałam to pierwsze zdanie dwa tygodnie temu... i ... tak zostało. Nie nadaję się już chyba do pisania blogów. Po prostu w dzień nie mam czasu, wieczorem nie mam sił na pisanie... Zima mnie wykańcza, dogoniła mnie deprecha jak stąd do Zakopanego i tyle. Spróbuje jednak jakoś nadgonić ;)
Karol okazał się wielkim fanem pierników. W tym roku postanowiłam po raz pierwszy je w końcu upiec. Musiałam dorabiać drugą porcję, bo zaistniała słuszna obawa, że nic nie doczeka świąt:)
Święta minęły nam szybko, bo Jukeja pzyjechała Helenka, Ciocia Pacia i wujek Szymon. Działo się więc wiele:D Zwłaszcza hałasu:D Helenka też posmakowała w pierniku:D i w mandarynach, mało co nie doprowadzając matki do zawału, gdy po raz pierwszy smakowała w cytrusiku:D A że posmakowała bardzo, to potem głodnym wzrokiem patrzyła się na mandarynki i matka karmić musiała:D
6 stycznia.
Piszemy na drzwiach. Paweł pisze. Dyktuję ja... K, krzyżyk, M, krzyżyk, B (żeby się nie pomylił i nie napisał P) jak bocian, jak bułka, jak Batman... i rok. Karol stoi obok "A Robin?" ?!?! "Ja chce Robina" i stworzył swój osobisty napis na drzwiach:D