sobota, 28 grudnia 2013

Krótka opowieść o Świętach Bożego Narodzenia AD. 2013

Koniec grudnia jest, a u nas wiosna:) Trawa zielona jak na Wielkanoc (cóż, w tym roku na Wielkanoc była biała, więc pewnie tak teraz dla równowagi). Słonko przygrzewa, a za oknem kolejny dzień 10 st. C na plusie... I cóż z tego wynika? Dzieci płaczą, że śniegu nie ma, rodzice cieszą się, że zaoszczędzą na ogrzewaniu, nie dobiją zapracowanych rąk odmrożeniami wywołanymi odśnieżaniem chodników, samochodów, balkonów i tym podobnych... I co jeszcze? Ano to, że wszyscy wokół chorują! Organizmy w naszej strefie klimatycznej trochę jednak mrozu potrzebują... Wokoło wszyscy chorzy, gdzie nie zapytam, to choróbska. Oczywiście i u nas... Zaczęło się od Pawcia na dwa tygodnie przed świętami. Cztery dni gorączki 40 st... i nic innego mu nie dolegało, wymęczyło go to strasznie, jeszcze kolejny tydzień dochodził do siebie. Tydzień się skończył i w przedświąteczną sobotę 40 st. osiągnął Karolek. Jaki on był marudny, moje słońce największe wyło, jęczało i kazało się nosić non stop. Nawet bajkę musiał oglądać na czyichś kolanach... Jedyną chwilę wytchnienia (dobrze, że dużej ekipie opiekunów, bo byliśmy już u babci i dziadka, gdzie byli także ciocia Patka i wujek Szymon), dawały telefony. Karolcio swoim jękami bardzo skutecznie wyciągał od nas telefony, już każdy wolał dać i mieć chwilę ciszy, bo wierzcie mi, nic innego go nie interesowało, ani książeczki, ani układanki, ani pociągi, ani pojazdy, ani wygibasy, ani kredki, ani klocki, no może jeszcze czekolada, ale ta mu zakazana, bo go zdecydowanie uczula. Tak więc chorował Karolcio z telefonem, a raczej z kilkoma.


Na szczęście po 4 dniach gorączka odpuściła:) 
No ale w tak zwanym międzyczasie, czyli dokładnie w Wigilię, gorączka prawie 40-stopniowa dopadła i mnie. Zwaliła mnie z nóg totalnie. No ale co? Mamusia się od synków zaraziła, po 4 dniach minie, nie? Owszem, nie. Otóż u mamusi zrobiła się najprawdziwsza angina, bez antybiotyku się nie obeszło... szkoda, że mama tak myślała, że to to samo, co chłopcy mają, bo by wcześniej poszła do lekarza hihihi Mądra matka po szkodzie;)

O, o, a śniegu mamy tyle...



 Ale w ogóle jeszcze przed świętami przyjechali do nas super goście - ciocia Patka, wujek Szymon i Helenka:) Poznajcie Helenkę


 Chłopcy przeszczęśliwi, jak zwykle ciocia przywiozła im różne niespodzianki, balony w kształcie Mikołaja i bałwana, które zapewniały na moc atrakcji:D


 Oczywiście, jak to z maniakami gier musieliśmy pograć sobie też na konsoli:D


Karol też sobie mógł pada potrzymać;)


Och! Jaki macie piękny żyrandol!


 No tak, więc, no... W czwartek główną atrakcją było nie wiedzieć czemu wymarzone przez Pawła rendez vous z PKP. Na szczęście nie było to dramatyczne spotkanie, bo skład okazał się całkiem nowy... Jednak ponad 2-godzinna jazda na trasie Warszawa - Łódź była zwyczajnie nudna i już za Żyrardowem Pawcio dopytywał się o wysiadkę. Znaczy, ja to w sumie nie wiem, jak było, opowiedziano mi... Ja z PKP na randki nie chadzam;) Pawcio pojechał sam z ciocią i wujkiem:) Duży chłopak jest, co będzie z rodzicami w domu siedział;)

 W każdym razie przyszły długo wyczekiwane święta, niestety fot z tego okresu nie mam jakoś, choroby Karolka i moja mnie wykończyły. Jednak same święta udane bardzo, piękne i pełne radości i prezentów. Znaczy się góry prezentów. Nie wiem czemu Mikołaj taki chętny do rozdawnictwa, bo Pawlunio to już tak aniołek to nie jest... Ale on jakoś dostał najwięcej. Zginął w stercie pudełek:) 
W domu już jak wróciliśmy tylko podsumował:
- Fajnie, że ciocia Patka i wujek Jakub przyjechali, bo wiesz, mamo, wujek ma tak na imię, serio!
- Wiem;)

sobota, 14 grudnia 2013

Wizyta u dziewczyn:)

Z Karlosem wybraliśmy się parę dni temu do naszych zaprzyjaźnionych koleżanek na wymianę handlową:) My im zawieźliśmy worek ubranek po Karolku (tych, które dla pięknej dziewczątki się nadawały), a dziewczyny obdarowały nas miodem i galaretką indyczą, która Karlosowi baaaardzo smakowała:) Wujek dorzucił nam kolejny numer "Nova et vetera", więc wyszliśmy z cięższą torbą niż przyszliśmy:) Tak czy siak odwiedziny u Anielki i Jadwini to zawsze czysta przyjemność, no może nie czysta, ale na pewno wielka ;) Dziewczynki nieustannie wzbudzają zachwyt Karlosa, zwłaszcza Anielka, która chętnie głaskał, bujał w huśtawce i nawet oddał jej Kapitana Haka, którym się bawił! To samo zresztą zaraz zrobiła Jadwinia, więc opiekunów Anielątko miało cudownych:)

Następnego dnia, w środę, mieliśmy robić pierniczki z miodem, który dostaliśmy. Niestety Pawcio zrobił się słaby i poszedł na nieplanowaną drzemkę w ciągu dnia. W nocy wyjaśniło się dlaczego... gorączka 40 stopni... i powrót wirusa jelitowo-żołądkowego:/ No i niestety choroba go trzyma:/ Nie wiem, czy do szkoły w poniedziałek da radę iść, bo jego twarz ciągle jest koloru zielonego:/

A w ogóle zapomniałam:) Pawcio to mega słodziak:D  Musiałam iść w piątek do apteki po nurofen, bo się był skończył. No i idę i mówię, że mogę wejść do sklepu i kupić mu coś ekstra, skoro jest chory, pytam się, co chce (myślałam, że jakieś ciacha, chrupki, cole itd.), a on że chce Kubusia waterra, no to mówię, że mamy w domu i mogę mu nalać, i co chce innego pytam... a on "nie wiem, kup coś dla Karola"...







niedziela, 8 grudnia 2013

Ciastka bananowo-owsiane

Jakiś czas temu zrobiłam zdrowe ciasteczka dla dzieci - i siebie of kors również - bez cukru, bez glutenu (uwaga dla chorych na tarczycę i celiakię, owies może być zanieczyszczony pszenicą, więc zupełnie bezglutenowy nie jest, więc w tych przypadkach lepiej unikać płatków owsianych, chyba że mają znaczek przekreślonego kłosa) i bez śmieci. Zrobiły pewną furorę wśród moich znajomych i co chwila ktoś pyta mnie o przepis. Więc dla ułatwienia postanowiłam go wkleić także tutaj:)

Ciasteczka owsiano-bananowe:

3 najlepiej dojrzałe banany
250 g płatków owsianych górskich
30 g wiórków kokosowych
30 g posiekanych orzechów włoskich

dla smaku można jeszcze dodać 20 g roztopionego masła

Banany rozgnieść na zupełną papkę, do niej wrzucić resztę składników. W ręku robić kulki i rozpłaszczać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. 
Piec w 180 st. C jakieś 20 minut. Zapach cudowny unoszący się po domu gwarantowany. Przechowywać w szczelnym pojemniku.



sobota, 7 grudnia 2013

No i zima nadeszła

... a wraz z nią pierwsze przymrozki. Mróz jest fascynujący nawet dla niespełna dwulatków:) Mróz, a raczej to, co potrafi wyczarować:)  Karola zafascynował bardzo... od faktu, że było ślisko pod butami, po pękające kawałki, które wrzucał do kałuży:) Wcześniej jednak zaliczyć musieliśmy przyszkolny plac zabaw, niby dla zerówkowiczów, a idealny dla 2-3-latków, gratulujemy pomysłodawcom;) 
Pierwsza połowa dnia była bardzo udana, druga zdecydowanie mniej. Mama oddawała górą to, co zjadła od rana, błagając tatę, by wcześniej wrócił z pracy:) Na koniec przyszedł ksiądz po kolędzie (tak, tak, u nas w parafii księża nawiedzają domy od początku Adwentu, a nasze osiedle co roku jest pierwsze na liście).

Pawcio za to odkrył piękno Mszy Roratniej, a zwłaszcza jej część bez światła. Wczoraj nawet poszedł z nami Karol, bo tata przez niespodziewany atak zimy nie zdążył wrócić do domu, zanim musieliśmy wychodzić. Ale Karol był bardzo grzeczny w kościele, balaski obszedł dookoła z 50 razy, ze cztery razy leżał krzyżem pod bocznym ołtarzem, do Komunii poszedł ze mną i dostał od księdza błogosławieństwo na czółko, jak miło, że jeszcze jacyś księża ten zwyczaj praktykują. 







Któż nie próbuje wejść od drugiej strony...











poniedziałek, 2 grudnia 2013

Esencja życia!

Postanowiłam pisać tu częściej niż co 4 miesiące, więc póki mam zapał - piszę. Nawet jak miało by to być irytujące grafomaństwo!
Dzisiejszej nocy Życie dotknęło nas namacalnie. Mianowicie Karol rzygał, o pardon wymiotował... 5 (słownie: pięć) razy. 5 piżam do prania, 3 komplety pościeli do prania (w tym dwa prześcieradła na łóżko 180x200 i dwie kołdry 200x200), 3 poduszki do prania, ręcznik i dywanik łazienkowy do prania, 20 metrów kwadratowych podłogi do mycia, 5 metrów kwadratowych ścian do mycia. Ale najważniejsze, że dziś już jest dobrze! Zero pawiowania, apetyt normalny, humor wręcz świetny. Tylko matka jak zombie:) Tata mówi, że to zasługa tranu. Wszystkie dzieci naokoło rzygają po 3 dni, nasze - karmione tranem - tylko po jednej nocy! Nas też brzuch pobolewały, ale na tym Bogu dzięki się skończyło!
Akcja sprzątania jednak wcale nie przebiegała tak różowo. Po pierwszym rzyganiu Karol wylądował w naszym łóżu, oczywiście byliśmy świadomi, że to ryzyko, ale co robić, jak dziecko się źle czuje. Po godzinie snu nastąpiło rzyganie numer dwa, po którym ucierpiała moja osobista kołdra. No dobra, to trzeba zmienić poszewkę... Więc zmieniam, co jest nie lada sztuką, jeżeli kołdra ma 200 ma 200 cm:D Ale zmieniłam. I sobie pomyślałam "zimno jest, przykryję sobie kołderkę kocykiem". To sobie przykryłam. Tylko zrobiłam to tak zamaszyście, że prosto w tę czystą pościel wrzuciłam dwa kwiatki z parapetu:)
Ale nie ma tego złego... 2 dni z rzędu śpię w świeżutkiej pościeli;)
Życie!

Dobranoc;)


niedziela, 1 grudnia 2013

Fiku miku mamy grudzień:)

Tak to jest, jak się ma tyle rzeczy na głowie i się zapomina o pewnych ważnych sprawach, jak na przykład o blogu:D Ale spoko, się nadrobi, może wakacji już nie nadrobię, ale były udane i wypoczęliśmy, i wyszaleliśmy się:)
Po raz kolejny ponawiam postanowienie pisania tu regularnie:) 
Karolcio rośnie pięknie, choć jak na razie należy raczej do kurdupelków, Paweł w jego wieku miał 7 cm więcej! No nic, może nadrobi:) Za to jak Pawcio do mówców nie należy. W jego słowniku jest mama, tata, nie i wyrazy dźwiękonaśladowcze:) I tak więcej niż u Pawcia w tym wieku:) ale nie dostał MMR-u, więc spoko luz, nie martwimy się na zapas:) Bo kumate dziecko jest, o wszystko można zapytać, na co da się odpowiedzieć nie lub przytaknąć głową lub oczami
Karol nadal jest smakoszem, z głodu nie zginie! Jak ktoś je obok niego cokolwiek, nie ma mocnych - musi się podzielić i dać spróbować, ewentualnie oddać wszystko, jak posmakuje:)
Na razie wrzucam fotę z wczoraj, zmienia się Dyzio, zmienia:)




poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Wakacyjne opowieści:) cz. 1

A więc wakacje:) a właściwie już połowa... oj jak szkoda, ale co tam, co miłego było, to nasze;) nie?

Zaczęliśmy wakacje od Bostonki:/ I nie było to akurat nic przyjemnego, tylko wstrętna choroba, która zaatakowała Karola tuż przed wyjazdem nad nasze piękne polskie morze:) Z tej okazji nawet zaliczyliśmy lekarza w sobotę:/ Niestety, choroby się nie leczy, trzeba ją tylko przeczekać. Znaczy nawet stety:D Choć pomoc lekarska była nikła, bo sama pani doktor nie wiedziała, co to za wysypka, ale drogą dedukcji i po konsultacjach z ciocią Kasią sami diagnozę postawiliśmy, bo Panna J., córka cioci Kasi, rówieśniczka Karola, z którą sobie popijali wodę z jednej butelki, takie same objawy miała w tym samym czasie. Ktoś komuś babola sprzedał:/ Pewnie Karol, bo to bidulek chorowitek jest, wątłego zdrowia, jak to drzewiej mawiano, i łapie każdą cholerę, co się obok niego bujnie. Tak więc Bostonkę odchorował i ruszyliśmy w drogę załadowanie po sufit, tata z nami nie jechał, bo by się nie zmieścił. Wróć. Tata z nami nie jechał, bo nie miał akurat urlopu, a tylko z tego powodu nie możemy przecież siedzieć całe lato w domu!

Po 4 godzinach jazdy dojechaliśmy do celu. Nowe drogi budowane w pocie czoła własnymi ręcami przez premiera Tuska pozwoliły nam gładko przejechać przez prawie pół Polski. Tam powitała nas Ciocia M. i jej Dzidziuchna, kolejna rówieśniczka Karola. Początki jak wiadomo, są miłe, jednak nie w naszym wydaniu. Na dzień dobry porysowaliśmy ciotce podłogę i popsuliśmy bramkę do schodów. Cóż, tak to bywa, jak się szarańczę do domu wpuści. Bramka na szczęście okazała się wcale nie być popsuta, ale jedynie rozkręcona. Kto rozkręcał? Karolek. Cichaczem. Jak nikt nie patrzył. Ale na szczęście w końcu przyłapałam go na tym niecnym dywersyjnym procederze i bramkę udało się ustawić do pionu bez pomocy fachowców i narzędzi. Innych szkód chyba na szczęście nie było. Poza takimi drobiazgami jak wylanie mleka na kanapę cioci M. Ale okazało się, że kanapa ze stali czy tam innego trwałego materiału i nic jej nie będzie. Ufff. Ciocia, mając córcię i nie wiedząc zupełnie, jacy to chłopcy bywają, trochę źle znosiła żywiołowość i samodzielność moich dwóch cudów:) Ale ciocia na szczęście ma szczęście, bo moja szarańcza, to chłopięce anioły, ciocia nie wie, jacy to chłopcy w tym wieku potrafią być i żywiołowi, i głośni, i nieposłuszni... U nas przynajmniej jeszcze groźby działają... A ileż to matek rozkłada ręce i Niebiosa na pomoc wzywa, gdy nawet groźba najgorszej kary przyjmowana jest jedynie z szyderczym uśmiechem i jeszcze gorszym zachowaniem...

A Pawcio to mimo szalonych pomysłów i nieco głośnego stylu bycia, generalnie jest kochanym chłopcem, który bardzo pomaga w wielu rzeczach:) Pomagał także cioci, wynosił śmieci, podawał różne rzeczy, ba!, nawet Dzidziuchny pilnował, by z kanapy nie spadła, gdy ciocia musiała iść po butlę z mleczusiem czy soczkiem! Nawet takie ważne rzeczy robił:) I zabawiał Dzidziuchnę, gdy musiała czekać, aż mama zrobi to, co ma do zrobienia:)

Jednym z problemów było też dopasowanie rytmów dnia maluchów. Paweł na szczęście dzielnie i szybko dopasowuje się do Karola, to i do Dzidziuchny się dopasował:) Okazało się, że oczywiście będąc na wakacjach, moich chłopcy ani myślą, by tracić czas na spanie! I oczywiście budzili się o 6. rano... co dla cioci M. i Dzidziuchny jest w ogóle nie do przyjęcia. Oczywiście Paweł to się starał być rano cicho, by nie budzić śpiących dziewczyn, no ale Karol... nie ma zmiłuj... wiadomo, że z rana wszystkie grające zabawki są najfajniejsze:D Oj, poranki były ciężkie i dla mnie, bo przecież ja w życiu nie wstawałam o 6. rano dzień w dzień! A tu klops, nie ma taty, nie ma kto mleka Karolowi zrobić i nogi trzeba zwlec z łóżka, i to bez kawy uprzednio wypitej!, i iść, i mleko robić! Tak więc wstając o 6. rano, padałam o 21. trupem:D Na szczęście chłopcy wymoczeni w morzu, wytaplani w piachu itd., itp. padali również. Ciocia M. i panna D. też:D

Dni nad morzem mijały nam szybko, bo codziennie jakaś atrakcja była. Zazwyczaj morze i piach, co było atrakcją samą w sobie, ale były też inne, jak wycieczka do stadniny koni czy szukanie krzywego domku w Sopocie. A nie, przepraszam, krzywy domek nikogo nie wzruszył:D
W Gdyni spotkaliśmy się z moją dobrą koleżanką ze studiów - Anią i jej rodzinką, która na stałe lokum obrała miejsce przy gdyńskim deptaku... ach... co za zazdrość mi kwitła w duszy... ach... jak blisko do morza... i tyle miejsc pięknych do spacerów... och... cudnie mają tam! Paweł za to bardzo ucieszył się  z poznania starszego syna Ani - Jeremiasza, który jak Paweł jest wielkim fanem Gwiezdnych Wojen! Oj chłopaki nie mogli się nagadać! Od tej pory - jak będziemy nad morzem i o Gdynię zahaczyć musimy!

Niestety, mimo że przyjechaliśmy później przez chorobę Karola, to i wyjechaliśmy wcześniej przez chorobę Karola... Dopadła go gorączka, która wracała, choć żadnych innych objawów nie było, postanowiłam wrócić, bo jednak gdyby się rozchorował na to, na co choruje najczęściej, czyli na zapalenie krtani, to nie miałam ze sobą ani inhalatora, ani leków... naiwnie myślałam, że wyczerpał limit chorób na lato przed wyjazdem... Ale nie, znowu racji nie miałam. Ale rację miałam, że wróciłam wcześniej z chłopcami do domu, bo się okazało, że oczywiście wyszło z tego zapalenie krtani... Wrrr... co gorsza Karolek zaraził jeszcze mnie i przez parę dni skrzeczałam jak żaba, a potem kaszlałam jak szalony gruźlik... O! Wakacje! Ale mimo że krótko pięknie było! Choć nie wiem, czy ciocia M. ma podobne odczucia, wszak jak szarańcza wpadliśmy w jej spokojny żywot:) Ale Karol nawet pod koniec wyjazdu spał prawie do 8! Dzidziuchna chętnie Karolka niejadka karmiła, dzięki czemu Karol zawsze trochę więcej zjadł (bo w ogóle Karol się niejadkiem stał od tego chorowania:((( ale nie czas o tym teraz pisać). Nawet się razem bawili, zwłaszcza tymi najbardziej hałasującymi zabawkami:D ku uciesze nas wszystkich:D

To była pierwsza ćwiartka wakacji. O następnych później:)

Fotki tu!


niedziela, 30 czerwca 2013

Ostatnia szansa na czerwcowy post:)

Czas pędzi, a ja nie bardzo wiem, jak go sobie zorganizować, by mieć więcej czasu na wszystko:d Więc tylko na szybko wrzucam raport z ostatnich tygodni:)

Karol ma już 7 zębów. Wszystkie jedynki, dwójki górne i jedną czwórkę górną. Niewiele jak na 17-miesięczne dziecię, ale w sumie jemu chyba to nie przeszkadza, bo pożera wszystko, co mu smakuje, nie zważając na konsystencję. Gada dalej mało.Ale jest bardzo kumaty, wyrzuca do śmieci swoją pieluszkę, przynosi ubranie na zmianę, próbuje zakładać sobie buty Pawła, a co swoje będzie nosił;)

Okazało się, że Karolek bardzo lubi ludzi mniejszych od siebie:) Poznaliśmy niedawno nowonarodzonego Ignasia, Karol się nim zachwycał, głaskał po główce, całował, wycierał buźkę, jak mu się mleko ulało... no słodziak totalny. Potem poznaliśmy także świeżo na tym świecie witaną Anielkę... i znowu miłość wielka, co tam zaczepki starszej siostry Jadwini, Aniela fascynowała Karola bardziej:) Bujał ja na huśtawce i nucił "aaa...aaa...". W przychodniach też chętnie zagląda do wózków i nosidełek, co by maluszka zobaczyć:)

Karol z Ignasiem...




i z Anielka





Tymczasem, borem lasem, zakończył się rok szkolny i Paweł się stał dumnym drugoklasistą:) Postępy przez miniony rok szkolny zrobił ogromne! Jestem z niego bardzo dumna, choć i co robić w wakacje będziemy mieli, bo Paweł bazgrze jak kura pazurem:)

Niestety, mimo dwumiesięcznej przerwy od chorowania, Karol znowu się rozchorował... Zaliczyliśmy chyba po raz pierwszy w życiu lekarza w sobotę... tym razem złapał chorobę bostońską, o tak, nie przerabialiśmy jeszcze "modnych" chorób, czas najwyższy:/ i zamiast jechać jutro nad morze, pojedziemy dopiero za parę dni:/ 

Udanych wakacji dla wszystkich:)

sobota, 4 maja 2013

Karol rzecze


Karlos rośnie jak na drożdżach, dopiero co roczek skończył, a ma już prawie 16 miesięcy! No już za tydzień będzie miał! Jak przystało na dziecię w tym wieku Karol rozrabia jak może. Ulubiona zabawa to kradzież telefonu, tudzież pilota i myszki do lapka i próba użycia ich zgodnie z przeznaczeniem lub nie:) zawsze można też nimi kogoś walnąć:D Ale za to Karolek ostatnio mówi coraz więcej:) Dziś po raz pierwszy powiedział "Alo", czyli halo:) a także dziś mówił "niam" dawno już niesłyszane, bo kiedyś mówił bardzo często. Parę dni temu na placu zabaw powiedział "lala".
Generalnie mówi już "gege" (jak gąska), "kaka" (kaczka), mama, tata, baba, am i trochę po swojemu:D
Biega już pięknie, choć oczywiście czasem zaliczy upadek:D Uwielbia włazić na schody, włazi już całym stopami, jednak prawą nogą chętniej, ku utrapieniu matki, która łazi za nim i pilnuje, by łaził naprzemiennie... i jak ja mam wrócić do pracy? Kto mi w żłobku będzie tego pilnował?!?! heheh no nic, spokojnie, na razie siedzę w domu:)

Karlos ma już 4 (słownie: cztery) zabójcze zęby - 3 jedyneczki i jedną dwójkę. Ale spoko Karol zje wszystko:D Kabanosa i kiełbasę też przemieli dziąsełkami:) Mimo wszystko idą kolejne zębolki:)

Jak zawsze wesoły Dyzio z niego, tylko znowu go coś łapie:/ Miesiąc był zdrowy... Miałam nadzieję, że już będzie lepiej:/






sobota, 20 kwietnia 2013

Karol lubi jeść

Karol to smakosz:) Od początku z dzidziusiowego jedzenia lubił tylko mleko (najpierw matczyne, potem sztuczne). Od biedy zje owocki ze słoika. Ale kaszki, kiesielki, papki i przemielone obiadki - bleeee... Najlepiej jeść rękami i najlepiej z cudzego talerza:D Drżyjcie jedzący przy Karoku, sęp przyjdzie i będzie błagał niczym grzesznik o Boże Miłosierdzie, niczym kot ze Shreka, niczym dziecko głodujące w jakimś zabiedzonym zakątku świata. Nie dasz? Wytrzymasz to przenikliwe spojrzenie?
 I to wcale nie chodzi o miękkie ziemniaczki czy kawałek czegoś słodkiego... o nie! Ulubioną potrawą wykradaną z talerza rodzicieli jest... wędzona makrela... Paweł do dziś takiego świństwa nie tknie! Kawa z mlekiem? Fuj! O, nie dla Karola, Karol kawę lubi:) Sałatkę z cukinią, surową cebulę, surowego pora oraz kiełki fasoli Mung też:) Czy to dieta dla 15-miesięcznego dziecka? Cóż, widocznie Karol wychodzi z założenia, że co nas nie zabije, uczyni nas mocniejszym:)

niedziela, 17 marca 2013

A jednak kumaty:)

Ale nas dziś Karlosik zaskoczył... Od czasu do czasu przychodzi do nas na taras kot sąsiadów, aby się posilić... tak mniej więcej raz na dwa tygodnie... Karol zawsze się cieszy, próbuje do niego wyjść (co widać na tej fotce z lutego), patrzy na niego, puka w szybkę. Czasem dajemy mu jeść, jak akurat jest karma kocia w domu, Karol wtedy cały czas jest przyklejony do szyby i się kotkiem zajmuje. Dziś Miau przyszedł znowu. Karlos jak zawsze zaczął pukać do niego, gadać po swojemu i po jakimś czasie odszedł od szyby i sobie gdzieś poszedł... Jakie było nasze zdziwienie, gdy z kuchni przyniósł torbę z żarciem dla kota! Pokazał tacie i zażądał nakarmienia futrzaka:))) Mądry chłopczyk! A dopiero 14 miesięcy ma:)))




czwartek, 7 marca 2013

Nadarabiamy zaległości... Pierwsze urodziny Dyzia

      Wiosna idzie, trzeba wziąć miotełkę i pajęczyny z bloga usunąć:)
Wiele pajęczyn osiadło na blogu, więc ciężko uzupełnić to, co się działo w ostatnim czasie. A działo się wiele, dlatego te pustki na blogu... Ach, muszę być bardziej systematyczna, bo życie płynie i wiele spraw umyka:/ No i ciężko teraz ustalić hierarchię ważności tego, co minęło... 

W każdym razie stało się to, co przecież musiało nastąpić... Karol skończył rok, a Paweł 7 lat! No szok, nie?! Obaj dopiero co pojawili się w moim życiu, a zawładnęli nim na amen! 
Karol, jak to przystało na moje dzieci, w pierwsze urodziny się rozchorował:/ Miał kolejne zapalenie krtani:/ Ale co tam, impreza była! Była Ciocia Patka i wujek Szymon i inni goście, i tort, i płonące kolorowym płomieniem świeczki, i prezenty, i dzieci były i w ogólnie fajnie było:)

1 lutego byliśmy z Dyziem na kontroli u pani neurolog. Pochwaliła Karola za bezproblemowy rozwój. Zapytała czy Karol chodzi, powiedziałam, że puszcza się na 2 kroki, ale nie dalej, pani doktor powiedziała, że dobrze, że jako dziecię o nabitej budowie ciała lepiej żeby dłużej raczkował, coby kręgosłup się wzmacniał, no i oczywiście przytaknęłam, bo nigdy nie miałam zamiaru Karola do chodzenia zachęcać, a tym bardziej prowadzać go za rączki... no ale Karol swój rozum i charakter ma i na drugi dzień zaczął się puszczać na 7-8, nawet 20 kroków! No przecież nie będzie się słuchał jakiejś obcej pani! I tak na 13 miesięcy Karol chodził już całkiem swobodnie o domu:) Dziś ma już za sobą 3 spacery po trawie:D a to duży wyczyn, bo trawa nierówna i dużo trudniej złapać równowagę i nóżki trzeba wyżej podnosić, a mimo to i tak czasem się upada:) Po pierwszym spacerze samodzielnym po placu zabaw i osiedlu (Karol przepchnął swój osobisty 17-kilogramowy wózek przez całe osiedle) Dyzio padł i spał 3 godziny:). Choć sam powrót do domu to był jeden wielki ryk... a przepraszam po drodze Karol wdrapał się jeszcze na pierwsze piętro, schody to jest to, co Dyzie lubią najbardziej:)

Karolcio zrobił się bardzo kumaty:) Wykonuje wszystkie polecenia, zaczął pokazywać, że zrobił kupkę w pieluchę i ciągnie mnie do wanny, by zrobić porządek z pupcią:) Cóż, któż by lubił chodzić z brudną pieluchą!?! Mówi mama, tata, da, kaka (kwa kwa), gege, baba i inne jeszcze sylaby, ale gdy czegoś bardzo bardzo chce okazuje to strasznym krzykiem hehe Jak jest głodny i ma ochotę na owocki ze słoika, idzie do szafki, wybiera sobie słoiczek i przynosi go do mnie lub do taty, by go nakarmić:) Lubi pić wodę mineralną prosto z mojej wielkiej 1,5-litrowej butelki:) Generalnie nie lubi być karmiony (oprócz wspomnianych wcześniej owocków) i nawet kaszę lubi jeść własnoręcznie:) Widelcem nieźle już operuje, łyżką trochę gorzej, bo nie wiem, czy wiecie, Dyzio jeszcze nie bardzo, że jak się łyżkę za mocno przechyli, to jedzonko z niej spada... Umie już budować wieżę z klocków lub kubeczków, nakładać klocki na patyk i pasjonują go książeczki, zwłaszcza o piesku:)

Paweł, jak wspomniałam skończył 7 lat... Cóż... Kawał chłopca z niego:))) Najważniejszym ostatnim osiągnięciem Pawełka jest... umiejętność czytania:D Wreszcie Pawcio zajarzył o co chodzi w składaniu literek hihihi Może i późno zaczyna czytać, ale Pana Tadeusza zaraz łyknie;) 

Chłopaki kochają się bardzo i świetnie się razem bawią:) Pawła nie trzeba prosić, by się z Karolkiem pobawił;) Tylko czasem prosi, by mógł zamknąć drzwi przed Karolkiem, jak chce zbudować coś fajnego z klocków i boi się, że Dyzio brutalnie zniweczy jego plany... 

Garść fot wspomnieniowych...





























Wiosno, nadchodzę!!!